8 komentarzy do “programiści, masoni i spawacze”

  1. Glowny tekst ciekawy, ale reszta to czesto belkot wlasnie zdziwaczaly oparty bardziej o forme a nie o tresc.

    Mam troche odmienne zdanie na ten caly temat. Byc moze autorzy myla „renegatow informatycznych” czy „naukowcow” z „informatykami przemyslowymi”. Byc moze cala dyskusja jest oparta o to co widac na lokalnym podworku. Byc moze tak jest przewaznie w Polsce.

    Ja w pracy jestem mentorem grupy mlodszych informatykow miedzy roznymi regionami tego swiata i wymagam by projekt byl komercyjny, ale tez zachowal jakosc dzieki, ktorej oprogramowanie potem latwo utrzymac. Tepie tez podejscie techniczne i to co uzytkownik nie powinien widzec (brud techniczny nie majacy nic wspolnego z definicjami uzytkownikow).

    -Maciek

  2. Niewątpliwie ciekawe i inspirujące do pomyślenia, dzięki Tomku.

    Ale w dużej części zgadzam się z Maćkiem 🙂

    L.

    1. Ciekawy artykuł. Ponieważ należę do tego „gatunku” programistów, którzy są teraz menadżerami (a dokładnie „project manager”) pozwolę sobie na kilka słów komentarza z punktu widzenia zarządzania projektami IT:

      – tego typu „konflikty kulturowe” w profesjonalnym środowisku są zwykle wynikiem problemów z komunikacją wewnątrz zespołu lub wynikiem niekompetencji pracowników (menadżerów lub programistów).
      – z przytocznych rozmów z programistami i zawartych tam opinii oceniam, że były to najprawdopodobniej osoby na głównie stanowiskach „junior” (albo firmy były „junior”), ktore nie miały okazji współpracować z odpowiednim mentorem – Maciek by się tam przydał… Pewne opinie tam zawarte są tam, delikatnie mowiąc, niedojrzałe…

      Z kolei z punktu widzenia scieżki kariery oczywiście cudownie jest być programistą i mieć zawsze ciekawą pracę i jeżeli się to udaje i można przy tym godziwie zarobić, to super. Niestety, co też sugerowali rozmówcy w tym opracowaniu, możliwość podejmowania decyzji przez programistę jest zwykle ograniczona – trzeba napisać co karzą (czy ma to sens czy nie), zwykle też nie ma możliwości wyboru technologii i czasami jeszcze mówią jak. A i dokumnetacje (czyli „papiery”) trzeba pisać. Może to powodować stres co skłania niektórych do wybrania scieżki kariery gdzie możliwości podejmowania decyzji są większe (zarządzanie).

      Pozdrawiam,

      Bartosz

      1. A sie kierownictwo panoszy… i na dodatek ma rację 🙂

        Miło widzieć jak nasze „stare” środowisko dojrzewa… 🙂

        Pozdrawia Lesio, (były?) informatyk i PM a ostatnio przekonany/zmuszony do przyjęcia formalnie również „people management”.

        Jest ciekawie, w mojej nowej organizacji mój podstawowy projekt jest rozliczany prawie jak samodzielna jednostka i wszyscy moi informatycy tym wiedzą, wiedzą, że jak to co robimy się nie sprzeda i nie przyniesie zysków to trzeba będzie zdredukować kadrę, a jak sie sprzeda za dużo to projekt urośnie i będzie kierowany centralnie i może być nie fajnie (już bylo). Ta świadomość zmienia ludzi i ich podejście, ale miłem takich młodych gniewnych dokładnie jak z tej dyskusji którym musieliśmy niestety podziękować za współprace pomimo ich wielkiego talentu.

        Jeszcze do końca nie wiem jak to się ma do dyskutowanego zjawiska socjalnego… może pogadamy za rok jak mnie nie zredkują (podejmujemy drastyczne, bardzo samodzielne decyzje jak na mała jednostke w dużej korporacji).

        L.

  3. Nieszablonowe porównanie programistów do wolnomularzy jest ciekawe. Bardzo interesujący jest tekst, na który się autor powołuje. Rozdźwięk między kierownictwem i specjalistami (inżynierami, programistami, itp.) nie jest rzeczą nową – patrz Dilbert. Ciekawe, że również w Polsce ktoś na to patrzy i próbuje analizować.

    Wydaje się, że polscy rozmówcy autora to ludzie młodzi, sądząc po języku, więc należy prawdopodobnie wziąć poprawkę na ich „buntowniczość”. W USA bardzo te układy zmieniają Hindusi, którzy od pierwszego dnia w pracy zaczynają walkę o awans. Dla nich władza i pieniądze są wymaganiem absolutnym i takie drobiazgi jak wiedza czy umiejętności są jedynie środkiem do celu.

    W USA tenże rozdźwięk bardzo się pogłębił w ciągu ostatnich 10-15 lat. Czytałem gdzieś, że przyczyną tego jest nowa moda w szkołach typu Harvard Business School, na traktowanie papieru, biurek, pracowników, komputerów i innych rzeczy, jako „zasób” (resource), które należy wykorzystywać do maksymalizacji cen akcji firmy. Nawet nie zysków, czy siły firmy, ale właśnie ceny akcji.

    Jurek M.

  4. Pozdrawiam serdecznie i pozwole sobie powiedziec moja skromna uwage na ten temat,
    wszystko zalezy od punktu siedzenia i „czaso-przestrzeni” w ktorym rozpatrujemy dany problem..
    Jednym slowem dawniej programista to byl czlowiek po studiach, co najmniej magisterskich (ktore zawieraly elementy matematyki, logiki, projektowania) – dzisiaj jest to osoba po 3-4 miesiecznym kursie, ktorej sie wydaje, ze zna juz wszystkie jezyki swiata, wszelkie mozliwe rozwiazania problemow – jesli ktos ma z tym problem, to prosze zadzwonic na hinduska hotline 1-800-xxx-xxxx, sorry zapomialem numeru
    ale kazdy numer zaczynajacy sie od 1-800.. lub 1-866- .. polaczy Was drodzy przyjaciele z hinduska infolinia – czyli help-desk.. powodzenia..
    Jednym slowem wychodzac z tego punktu.. to trudno jest dyskutowac o tym, ze „programisci” dzisiaj to sa to samo co „masoni” dawniej..
    Prosze Tomku nie miej mi za zle tego typu porownania.. osobiscie uwazam, ze prawdziwi programisci sa pewna elita, jednakze,
    pozostala reszta to sa przypadkowi ludzie, z ktorymi nie ma nawet o czym porozmawic,..

    1. Masoni to też (była) elita. Dla przykładu generał Henryk Dąbrowski, założyciel Legionów, był masonem.

      1. Jednej rzeczy nie rozumiem: dlaczego piszecie „byli” 😉 Jadac do pracy pociagiem przez Lyndhurst przejezdzam obok „Mason Temple”. Maja sie dobrze.

Możliwość komentowania została wyłączona.