Mainframe roles located in Jersey City

Witam,

Moze ktos szuka pracy i jest zainteresowany taka oferta jak w emailu ponizej. Znam Virginie i pracowalem dla Randstad. W mojej ocenie to porzadna firma konsultingowa.

Pozdrawiam

Janusz Sado


Hi, Janusz,

I have some Mainframe Cobol, CICS, DB2, MQ Series roles in Jersey City.  Rate will be $58.85.  I need to move quickly if you know anyone that is interested.  Thanks for your help!

Virginia Brewster
Senior Recruiter, 
National Strategic Organization (NSO)

Randstad Technologies
379 Thornall Street, 5th Floor
Edison, NJ 08837

M – 732-742-9701

T: 732-623-5932
virginia.brewster@randstadusa.com

www.randstadusa.com/technologies

https://www.randstadusa.com/technologies/db-concepts (h1-B / Green Card Sponsorship)

Connect with me on LinkedIn! https://www.linkedin.com/in/virginiabrewster/

20 komentarzy do “Mainframe roles located in Jersey City”

  1. Chcialem tylko tak zauwazyc, ze jak rynek jest slaby i nie mozna znalezc to cene sie podnosi, by zachecic do przyjscia. Ja wiem, ze tej pracy moze jest malo, ale chyba “na gwalt”. Rate brzmi nieco okolo 2000 roku. Zaraz czy nie mamy 2020?

  2. Moim skromnym zdaniem to nie jest stawka 2000. W roku 2000 miałem lepszą.
    To jest zdecydowanie stawka 2020 niestety i jak na mainframe wcale nie taka najgorsza.
    Troszkę się zmieniło przez ostatnie 20 lat, wszyscy wiemy gdzie jest problem.

  3. Ostatnio ruszyly projekty przenoszenia danych z mainframow do cloud. Troche jednak potrzeba tej pracy to powinna byc w cenie.

    1. Rynek jest taki jaki jest, a nie taki jak nam się wydaje że powinien być.

      Janusz

      1. Janusz, to jest bardzo słuszna uwaga. Nasza praca jest warta tyle ile ktoś chce za nią zapłacić. Bardzo cennej rady udziela Jarek Tadej: nie narzekaj tylko idź na interview. Jak ci dadzą ofertę wiesz ile jest twoja praca warta.

        Jurek

        1. Ile warta jest praca to sie bierze z rozeznania i rozmow z rekruterami a nie z interview gdzie beda chcieli zanizyc. Isc trzeba, ale sa granice. W ostatnim roku gdy szukalem pracy bylem na dziesiatkach interview (doslownie szukalem jej dziewiec miesiecy). Nie zawsze byli to powazni ludzie. To jest dobre cwiczenie, ale sa granice.

          Nie pracodawca czy rekruter decyduje ile sie dostanie tylko rynek. Oni chetnie wezma commission i zaplaca jak najmniej. Mialem oferty tej samej pracy przez rozne firmy to sie przekonalem. Nie stac ich na pracownika, ktory cos potrafi to nieststy nie jest problem kandydata tylo firmy. ktora nie orientuje sie ile warta jest ta praca.

          Pozdrowienia

          1. Cześć wszystkim,
            Zgadzam się z Maćkiem. Szukanie dobrej oferty pracy niczym się nie różni od kupowania samochodu, lodówki czy domu.
            Jedna strona chcę zaoszczędzić na budżecie departamentu natomiast druga chce sprzedać swoją usługę po dobrej cenie.

            Jak wylądujesz w firmie poniżej stawki rynkowej to pewnie znajdziesz lepsza ofertę jeśli dalej będziesz zainteresowany poprawa warunków.

            Moja pierwsza oferta w USA była za 40k, powiedziałem pracodawcy, że za taką stawkę to opłaca mi się wrócić do Polski i oczywiście szukałem dalej.

            Pozdrawiam
            Olgierd

          2. Czyli wracamy do oryginalnego twierdzenia: twoja praca jest warta tyle ile ktoś jest skłonny zapłacić.
            Oczywiście są takie elementy jak płynność rynku, pośpiech, itp. Jak ci się spieszy albo nie chce ci się postarać to sprzedasz taniej. Ale rynek wyznacza wartość.
            Jurek

          3. Pozdrawiam,

            I dodam swoje 3 grosze – sa tez i w tym zakresie inne opinie.
            Niektorzy twierdza, ze nie tyle jest wazne co umiesz, ale
            kogo znasz. Rynkiem, w tym rynkiem pracy mozna sterowac.
            Odpowiednie dzialania i juz w ramach tzw. „oszczednosci” moga znikac
            cale departamenty, firmy.
            Gdyby byly jakies watpliwosci to mamy chociazby niedawny tzw. „kryzys” mieszkaniowy (pod haslem „kredyty dla kazdego”), jak i obecny „pozyczki dla
            kazdego, ktory chce studiowac, nawet jesli studia nie maja zadnego
            sensu z punktu ekonomicznego” itp. Czy nawet obecny w odniesieniu do produkcji srodow i lekow medycznych. Ciagle na nich pisze „Made in China”.
            Ja wiem, ktos powie „tu chodzi o ten prawdziwy, rzeczywisty rynek”, problem jest
            ze takiego trudno znalezc („nawet ze swieca”).
            Mysle wiec sobie, ze inaczej by wygladala wiec „cena pracy”,
            bez tego chocby „wspanialego globalizmu”.

            Pozdrawiam serdeczne i zycze duzo, duzo zdrowia,

            Roman

          4. Ja się z tobą zgadzam. To nie są sprzeczne warunki. Jak znasz kogoś kto więcej zapłaci – drożej sprzedasz. Jak więcej umiesz też drożej sprzedasz. Ale sprzedasz za tyle ile ktoś zapłaci, niekoniecznie ile byś sobie życzył.
            Jurek

          5. Pozdrawiam.

            A juz mialem nadzieje, ze sie nie zgodzisz :), wszak cos takiego podtrzymuje
            rozmowe. Ja chcialem tylko wyrazic, ze czesto pewne warunki
            sa niejako „ustawione”, a wiec trudno mowic o rzeczywistym
            „wolnym rynku”.
            To jest to co chociazby widzimy dzisiaj na codzien w czasie tego „wirusa”.
            W zaleznosci, pozwole sobie uzyc tutejszych wyrazen „essential” czy „non-essential”, mozna jedne firmy zamknac i skazac w wielu przypadkach na
            bankructwo. Oczywiscie mozna powiedziec, ze jest to czasem tzw.
            „wyzsza” koniecznosc, ale to nie zmienia faktu, ze cos takiego ma miejsce.
            Duze firmy, duze prywatne szkoly jakos sobie poradza, male firmy rodzinne,
            czy male prywatne szkoly pojda z tzw. „torbami”.
            I w jednych i drugich moga pracowac calkiem swietni fachowcy,
            jednakze, nie znaczy to w jakis sposob zalezy zupelnie od nich, czy
            maja szanse sprzedac swoja wiedze na „dobre pieniadze”.
            Kilka razy sam doswiadczylem bedac po interview, ze choc wypadlem dobrze, to
            jednak, ktos z innej agencji konsultacyjnego dostal to miejsce pracy.
            Trudno chyba miec zupelnie o to pretensje bo niejednokrotnie zapewne i moje
            firmy konsultacyjne „kupily” miejsce, a moim zadaniem na „interview” bylo w sumie usmiechac i robic generalnie dobre wrazenie.

            Pozdrawiam serdecznie i zycze duzo, duzo zdrowia,

            Roman

  4. W 2001 roku na Tiobe COBOL był na #8 dzisiaj jest na #47 pozycji. Mediana dla COBAL developer jest $88k, dla Java developer jest $94k,

    Olgierd

  5. To zalezy od regionu. Jak zatrudnialem ludzi w Jave i .NET to musialem sie zorientowac czy tworzyc grupe w Texasie czy w Nowym Jorku. Byly rozne ceny wiec z ta mediana to nie jest do konca tak. Za Jave to tyle placom juniorom na start. W funduszach investycyjnych dwa razy wiecej (na start). Teraz troszke to podupadlo ale zawsze duzo wiecej.

    Zalezy od typu biznesu i od regionu. Mediana nie znaczy nic. Przykladoowo za Jave w Teksasie placa mnie niz w Nowym Jorku, ale z .NET’em jest juz troche odwrotnie.

  6. Pozdrawiam serdecznie.

    Pozwole sobie dodac swoj „grosz” choc zapewne, kazdy wie o co tu chodzi.
    Stawki w Cobolu pozostaly z okresu 2000 bo „okazalo sie”, ze w Cobolu
    „kazdy moze spiewac/kodowac”.
    Systemy duze projektowane wiele lat temu w sumie po latach „wyczyszczone” z wiekszych bledow, nie potrzebowaly juz w sumie „specjalistow”, tylko
    ludzi do kontroli i ewentualnych „drobnych napraw”.
    Oczywiscie nowe technologie, jezyki w ktorych mozna bylo zrobic ciekawsze
    rzeczy/projekty zawsze przewodzily w odniesieniu do „stawek”.
    Kazdy lubi inwestowac w „nowe” blyskotliwe i ladne projekty.
    Nie ma jednak sie co martwic, za jakis czas i za to co dzisiaj jest na topie,
    za iles tam lat beda placic „niewielkie pieniadze”.

    W tym calym „zamieszaniu” zapomina sie o prostej rzeczy, ze nie waznym jest
    jaka w sumie technologia sie poslugujesz, wazne jaka wiedze masz
    na temat projektowania, tworzenia systemow, analizy danych itp.
    Tu jest glowny problem w „przepisywaniu” starych systemow, ktore z jednej strony
    sa traktowane po „macoszemu”, smieszne bo glownie dlatego w sumie, ze sa dosc stabilne i choc nie byly takie tanie do zbudowania (w tamtych latach) to jednak sluza juz po 20-30-40 i wiecej lat.
    Chyba zrozumialym jest, ze im lepiej systemy pracuja tym generalnie ludziom ich obslugujacym placi sie mniej bo wydaje sie, ze w sumie „nie sa az tak potrzebni”.

    Problem oczywiscie powstaje zawsze, gdy trzeba taki „stary” system nieco zmienic.
    Zwykle nie ma pieniedzy na przepisanie go, bo za duzy, a wiec doklada sie rozne
    kolorowe, kosztowne „przylepki”, aby z zewnatrz ladnie wygladal.
    Gdzie mozliwe oczywiscie to wysyla sie ich drobne czesci na servery czy w „cloud”.

    Jesli dodamy do tego zupelna brak zrozumienia/wiedzy
    (czyli cos co nazywamy ignorancja) to mamy cos co ostatnio mielismy okazje
    slyszes, zawolanie od niejakiego gov. NJ Murphy w stylu „potrzebujemy ochotnikow znajacych Cobol”. Cos jak: „wezta ludzie lopaty i przyjdzcie wykopac okopy”.
    Jesli takie jest rozumienie co ludzie pracujacy w Cobolu w sumie robia, to
    rzeczywiscie za tym ida „stare” stawki.
    Pozostaje tylko jak to mowia kupic „popcorn i piwo” i siedziec i ogladac
    co sie bedzie dzialo za te 5-10 lat w temacie „Cobol” (duze mainframe
    applikacje). Jak pojdzie nowszym generacjom „przepisywanie”.
    Na razie nie widac na to za wielu chetnych. Moze zbyt kosztowne?
    A moze juz nie ma w sumie komu cos porzadnie zaprojektowac.
    Coz zycie pokaze.

    Pozdrawiam serdecznie i zycze jak zawsze duzo, duzo zdrowia,

    Roman

  7. Roman,

    Dzis sie juz raczej nie przepisuje systemow czy aplikacji. Wszystko sie toczy wokol “nowego” pojecia: architektura danych. To jak sie przetwarza jest dosc drugorzedne. Chodzi o zwykly koszt duzej skali. Stad weszly datalake’s wypychajace powoli data warehouses (ludzie zwykle nie rozumieja czym sie roznia i czesto blednie nazywaja jeden drugim), analytics (przetwarzanie posrednie danych w celu storzenia aplikacji opartej o wytworzony model czesto nowy) oraz sama aplikacja i tu wchodzi microservices od ok. 5 lat gdzie skala jest nieporownywalna do wszelkich poprzednich rozwiazan. Niestety wielu ludzi nie odroznia web service of microservice oraz potrzeby zarzadzania nimi na duza skale nie wspominajac juz kiedy sie uruchamia projekt w tej architekurze (i banki tu robia elementarne bledy – na interview w banku mialem architekta co napisal ksiazke a sam nie wiedzial jakie bledy popelnia jego zespol… i o tym mi powiedzieli jego ludzie… widocznie pisanie ksiazek nie idzie w parze z czytaniem). Na szczescie nie musze tam pracowac choc byla szansa zarzadzac zespolem w San Francisco. Ominely klopoty polityczne.

  8. Maciek pozdrawiam serdecznie i pozwole sobie napisac kilka slow
    odnosnie tego co napisales”Niestety wielu ludzi nie odroznia web service of microservice oraz potrzeby zarzadzania nimi na duza skale nie wspominajac juz kiedy sie uruchamia projekt w tej architekurze (i banki tu robia elementarne bledy”
    Widzisz bedac na 3 roku studiow UJ (Matematyka teoretyczna) majac „powyzej uszu te ciagle twierdzenia,
    o tym czy to tamtym” myslac, ze jestem „madrym mlodym matematykiem” spotkalem sie, z
    docentem Z. Denkowskim , dzisiaj prof.dr.hab. (w zakresie sterowania/optymalizacji).
    Bylem jego asystentem przez rok, ale zmuszony sytuacja tzw. „ekonomiczna” musialem pozegnac sie z
    UJ i Krakowem.
    Te oto czlowiek poprzez proste stwierdzenie pomogl mi w zrozumieniu na czym polega matematyka i logiczne myslenie. Pozwole sobie wiec po raz kolejny na ten temat napisac.
    Pozwole sobie udowodnic na tym forum, ze 1 jest najwieksza liczba naturalna, wieksza od 2 itd.
    Zalozmy, ze N jest najwieksza liczba naturalna, jesli tak to to znaczy , ze N > N x N, dzielac stronami przez N
    (szkola podstawowa 5-6 klasa) otrzymujemy 1 > N , a wiec 1 jest wieksze od N – mam racje czy nie?
    Tak powiedzial do nas Z.Dendkowski, zalegla cisza w klasie studentow 3 roku matematyki teoretycznej.
    Mysle, ze kazdy z nas zrozumial na czym polegaja twierdzenia o istnieniu „czegos tam” i dlaczego
    to jest tak cholernie wazne.
    To co spotkalem sie w Informatyce w IT swiecie to jest to , ze ludzie zakladaja, ze taki „web service” czy „cloud”
    jest lepszy jest lepszy od glupiego „Cobola” (bo wyglada ladnie), nie rozumiejac, ze w sumie
    czesto nikt nie rozumie gdzie popelniaja bledy.
    Coz wymagac od ludzi po jakis tam „manager” kursach, aby rozumieli cos z tematu matematyki czy projektowania.
    Zreszta co tu wymagac od zwyklego „manager” jakiegos rozumienia,
    jesli taki niejaki Goerge W. Bush zalozyl, ze taki Irak ma „WMD”, a wiec „zlikwidowal” setki tysiecy ludzi,
    jesli nie miliony. On i jego nastepcy typu Obama zniszczyli wiele krajow „wprowadzajac” tzw. „demokracje”.
    Moze ktos zapytac w tym momencie co ma informatyka wspolnego z nimi.
    No coz, matematyka, informatyka tak sobie mysle, ma jedno wspolne „logiczne myslenie”,
    jesli tego zabraknie to to co tworzymy dookola to jest warte „funta klakow”.
    Moze, ich zalozenie bylo typu N jest najwieksza liczba naturalna?
    Zabrako jednego matematyka na tej calej amerykanskiej ziemi by powiedzic , ze zalozenie jest zle, czy
    po prostu chodzilo o przekonanie tych 95% amerykanskiego spoleczenstwa (ktore nie ma bladego pojecia
    o matematyce), ze to jest ok?
    Ja wiem, dobrze jest zabrac swoja „forse” i nie pytac co bedzie jutro.
    Coz ja osobiscie wyroslem w pokoleniu JP II (a bylo wlasnie 100 lecie jego urodzin).
    Nie jest wazne czy byl on Papierzem 10% czy 50% ludzi..
    Mysle, ze mial kilka waznych rzeczy do powiedzenia po pierwsze „praca jest dla ludzi, a nie ludzie dla pracy”..
    Po drugie slowa skierowane do mlodziezy „wymagajcie od siebie wiecej, niz swiat wymaga od was”.
    To mysle bylo zawolanie do posugiwania sie rozumem w zyciu i jakimis zasadami,
    a nie tylko zapachem „forsy”.

    Pozdrawiam serdecznie i zycze duzo, duzo zdrowia,

    Roman

    1. A co do WMD to ja znaleziono. Poczytaj troche o operacji Viking Hammer. Nie byla to bron atomowa, ktorej sie tak wszyscy spodziewali. Chodzilo o chemiczna. CIA znalazlo ja (Sarin produkcja rycyny i tyle).
      Nie mjialem pojecia, ze o tym nie wiedzialo tyle ludzi. Zanim GROM razem z Navy SEALs zajeli te dwie platformy tz przed rozpoczeciem wojny to Delta z CIA znalezli produkcje WMD, o ktorej wiedziano od dawna (mordowano nia Kurdow). Nie dalo sie tego latwo zodkryc bo Irakijczycy ja za kazdem przenosli przez granice z Iranem jak tylko cos sie dzialo. Operacja Viking Hammer byla odwroceniem uwagi sil specjalnych US Army asystujacych lokalnych rebeliantow mordowanych przez Irakijczykow podczas gdy w tym samym rejonie CIA z Delta znalezli i uniemozliili dalsza produkcje broni chemicznej.

      Podobnie w Afganistanie ludzie nie maja pojecia, ze chodzi tam on anjwieksza produkcje narkotykow na swiecie (tak wieksza niz w Kolumbii) co potwierdzili mi znajomi zolnierze amerykanscy, ktozry tam sluzyli (tylko o tym sie glosno nie mowi).

      Powaznie o tym do dzis nie wiedziales?

      Pozdrawiam.

  9. Cześć Romek,

    Lubię Twoje wypowiedzi swiadczące o samodzielnym i odważnym myśleniu, którego nam dzisiaj brak.

    Odnosząc się do mrożącego krew w żyłach „dowodu” pana docenta, to odnoszę wrażenie, że wy studenci (wiara równa) daliście się nabić w butelkę.

    To co on Wam zaprezentował, to zwykły sofizmat, definicja poniżej.
    Sofizmat – to zwodniczy „dowód” matematyczny, pozornie poprawny, lecz faktycznie błędny, zawierający rozmyślnie wprowadzony błąd, na pierwszy rzut oka trudny do wykrycia.

    Widzę 2 błędy w dowodzie p. docenta:
    Nie można założyć, ze istnieje NAJWIĘKSZA liczba N,
    Pomnożenie N x N jest mniejsze niż N – chociaż to po części wynik pierwszego błędu.

    Wychodząc z błędnego założenia można dowieść wszystkiego.
    Poniżej inny sofizmat.
    1 zł = 1 gr
    1 zł = 100 gr = 10 gr * 10 gr = 0,1 zł * 0,1 zł = 0,01 zł = 1 gr

    Wracając do matematyki, to uważąm, że jedynie ona uczy scisłego i precyzyjnego myślenia.
    Jak na razie ludzka rasa nie wymyśłiła niczego lepszego.

    Czołem dla całej gromady,
    Marian

    1. Marian,

      Nie zrozum mnie zle, napisales:

      To co on Wam zaprezentował, to zwykły sofizmat, definicja poniżej.
      Sofizmat – to zwodniczy „dowód” matematyczny, pozornie poprawny, lecz faktycznie błędny, zawierający rozmyślnie wprowadzony błąd, na pierwszy rzut oka trudny do wykrycia.

      Widzisz matematycy co sa bardzo dziwni ludzie, bo najpierw siedza i mysla dlugo zanim wydadza jakas opinie.
      To jest na temat tego czy „cos istnieje”. Ja bylem „bombardowany” przez 2-3
      lata na UJ twierdzeniami i dowodami o tzw. „istnieniu”.
      Nikt nie byl w stanie mi wytlumaczyc dlaczego ja musialem sie meczyc te 2-3 lata.
      Prof. Dr. Hab. Denkowski wytlumaczyl mi to w 5 minut na 3 roku studiow.

      Jednym slowem nie spotkasz matematyka w obecnych dywagacjach na temat „chinskiego wirusa”..
      spotkasz lekarzy, wirusologow i jakis tam „pseudo” matematykow od jakis tam statystycznych
      modeli – 2-3 miliony „umrze” itp.

      Zaden powazny matematyk nie podpisze sie pod tym.
      Inzynierowie to inna grupa ludzi, oni czesto naladowani wiedza politechniczna mysle, ze w zasadzie
      wszystko jest mozliwe, a jak nie to w ramach „eksperymentu” uda sie im sprawdzic.
      Czasem sa oni „sila napedowa” wielu projektow, bo nie maja wyobrazni i wiedzy „matematykow”.
      Oni po prostu robia rzeczy, a jak cos sie zawali to szukaja odpowiedzi typu „no tak obciazenie X , sila Y
      byla zle obliczona wzglegem Y”. Jedny, slowem niektorzy po prostu ucza sie poprzez tzw. „experience”.

      Innymi slowy niektorzy placa za pojekt milion dolarow, niektorzy placa 10 milionow czy glupie 20 milionow i
      ciagle „to nie jest to co mialo byc”. IT jest to sume cholernie kosztowna rzecz, nie sadzisz?
      nie jest wiec wazne w jakim jezyku, technologii, wazne jest czy sa ludzie rozumiejacy o co w tym wszystkim chodzi.

      W kazdym razie jak zawsze pozdrawiam serdecznie i zycze duzo, duzo zdrowia,

      Roman

Możliwość komentowania została wyłączona.